66. Walki domowe
Roku 6584 [1076]. Chodził Włodzimierz, syn Wsiewołodowy, i Oleg, syn Swiatosławowy, Lachom na pomoc przeciw Czechom1. Tegoż lata zmarł Światosław, syn Jarosławowy, miesiąca grudnia 27 dnia, od rozcięcia wrzodu, i położono go w Czernihowie u Świętego Spasa. I siadł po nim Wsiewołod na stolcu, miesiąca stycznia l dnia.
Roku 6585 [1077]. Poszedł Iziasław z Lachami, Wsiewołod zaś poszedł przeciw niemu. Siadł Borys w Czernihowie miesiąca maja 4 dnia, i było władania jego osiem dni, i zbiegł do Tmutorakania do Romana. Wsiewołod zaś poszedł przeciw bratu Iziasławowi na Wołyń; i uczynili zgodę, i przyszedłszy, Iziasław siadł w Kijowie, miesiąca lipca 15 dnia. Oleg zaś, syn Swiatosławowy, był u Wsiewołoda w Czernihowie.
Roku 6586 [1078]. Zbiegł Oleg, syn Światosławowy, do Tmutorakania od Wsiewołoda, miesiąca kwietnia 10 dnia. Tegoż lata zabity został Gleb, syn Światosławowy, w Zawołoczu. Był zaś Gleb miłosierny dla ubogich i lubiących pielgrzymów, staranie miał o cerkwiach, był gorącej wiary, łagodny, piękny licem. Jego zaś ciało położone zostało w Czernihowie za Spasem, miesiąca lipca 23 dnia. Gdy siedział Światopełk na jego miejscu w Nowogrodzie, syn Iziasławowy Jaropełk zaś siedział w Wyszogrodzie, a Włodzimierz siedział w Smoleńsku — przywiedli Oleg i Borys pogan na ziemię ruską, i poszli na Wsiewołoda z Połowcami. Wsiewołod zaś wyszedł przeciw nich na Sożycę, i zwyciężyli Połowcy Ruś, i mnóstwo zabitych było tu: zabity był Iwan Żyrosławicz, i Tuky, Czudinowy brat, i Porej, i inni mnodzy, miesiąca sierpnia 25 dnia. Oleg zaś i Borys przyszli do Czernihowa mniemając, że zwyciężyli, a ziemi ruskiej wiele zła uczynili, przelawszy krew chrześcijańską, za tę zaś krew ukarze Bóg ich, i odpowiedzą za stracone dusze chrześcijańskie. Wsiewołod zaś przyszedł do brata swego Iziasława do Kijowa, pozdrowili siebie wzajemnie i siedli. Wsiewołod zaś opowiedział o wszystkim, co było. I rzekł do niego Iziasław: „Bracie, nie smuć się; czy widzisz, ile się mi przydarzyło: najpierw, czyż nie wygnano mnie i czy nie rozgrabiono mego mienia? A potem, jaką winę za drugim razem popełniłem? Czyż nie byłem wygnany przez was, braci swoich? Czyż nie błąkałem się po cudzych ziemiach, pozbawiony mienia,, nie uczyniwszy nic złego? I dziś, bracie, nie smućmy się. Jeśli mamy mieć udział w ziemi ruskiej, to obydwaj, jeśli pozbawieni go będziemy, to obydwaj. Ja położę głowę swoją za ciebie”. I to rzekłszy, pocieszył Wsiewołoda, i kazał zbierać wojów od małego do wielkiego.
I poszedł Iziasław z Jaropełkiem, synem swoim, i Wsiewołod z Włodzimierzem, synem swoim. I poszli ku Czernihowowi, a Czernihowcy zamknęli się w grodzie. Olega zaś i Borysa tam nie było. Skoro Czernihowcy nie otwierali, podstąpili pod gród. Włodzimierz zaś podstąpił pod bramę wschodnią, od Streżeni, i zdobył bramę, i wzięli gród zewnętrzny i spalili go, ludzie zaś wbiegli do wewnętrznego grodu. Iziasław zaś i Wsiewołod usłyszeli, że idzie Oleg i Borys przeciw nim, i uprzedziwszy ich, poszli od grodu przeciw Olegowi. Rzekł zaś Oleg do Borysa: „Nie chodźmy naprzeciw, nie możemy stanąć przeciw czterem kniaziom, jeno poślijmy z prośbą do stryjów swoich”. I rzekł mu Borys: „Ty na gotowe patrz, ja wystąpię przeciw wszystkim”. Chełpiąc się wielce, nie wiedział, że Bóg hardym sprzeciwia się, a pokornym daje łaskę, aby nie chełpił się silny siłą swoją. I poszli naprzeciw, i gdy byli u sioła na Niwie Nieżatynnej, zwarli się nawzajem. Była walka okrutna. Najpierw zabili Borysa Wiaczesławowego, chełpliwego wielce. Gdy zaś Iziasław stał między piechotą, znienacka podjechawszy ktoś uderzył go kopią w plecy. Tak zabity był Iziasław, syn Jarosławowy. Gdy przedłużała się bitwa, zbiegł Oleg z małą drużyną, i ledwo uciekł, zdążając do Tmutorakania. Zabity został kniaź Iziasław miesiąca października 3 dnia. I wziąwszy ciało jego, przywieźli je w łodzi i postawili naprzeciw Gorodca. Wyszedł naprzeciw niego wszystek gród kijowski, i włożywszy ciało jego na sanie, powieźli je; i z pieśniami popi i mnisi ponieśli go w gród. I niepodobna było słyszeć pienia wśród płaczu wielkiego i zawodzenia, płakał bowiem po nim wszystek gród kijowski. Jaropełk zaś idąc za nim zawodził z drużyną swoją: „Ojcze, ojcze mój! Cóżeś pożył bez utrapień na świecie tym, tak wiele napaści doznawszy od ludzi i od braci swoich? A oto zginąłeś nie od brata, jeno za brata swojego złożyłeś głowę swoją”.
I przyniósłszy położyli ciało jego w cerkwi Świętej Bogarodzicy, włożywszy je w trumnę marmurową. Był zaś Iziasław mąż piękny licem i ciałem wielki, łagodnego obyczaju, krzywdy nienawidził, miłował prawdę, nie było bowiem w nim obłudy, jeno był prosty mąż rozumem, nie oddawał złem za zło. Ile wszak zła wyrządzili mu Kijowianie: samego wygnali, a dom jego rozgrabili, i nie oddał im złem za zło. Jeśli zaś kto powie wam: „Wojów wyciął”, to nie on to uczynił, jeno syn jego [Mścisław], Potem zaś bracia jego przegnali go, i chodził po cudzej ziemi, błąkając się. A gdy siedział znowu na stolcu swoim i Wsiewołod zwyciężony przyszedł do niego, nie rzekł do niego: „Ileż od was wycierpiałem!”, nie oddał złem za zło, jeno pocieszywszy, rzekł: „Skoro ty, bracie mój, okazałeś mi miłość, wprowadzając mię na stolec mój i nazwawszy mię starszym od siębie, to ja nie będę pamiętał zła poprzedniego; ty mi jesteś bratem, a ja tobie, i położę głowę swoją za ciebie” — tak też było. Nie rzekł wszak do niego: „Ileż zła uczyniliście mi, a oto teraz tobie się to zdarzyło”, nie rzekł: „To nie tyczy mnie”, jeno wziął na się smutek bratni, okazując miłość wielką, spełniając słowa apostoła, mówiącego: „Pocieszajcie smutnych”. Zaprawdę, jeśli popełnił na świecie tym jakowe przewinienie, darowane mu będzie, ponieważ położył głowę swoją za brata swojego, nie większej włości pragnąc ni mienia chcąc większego, jeno za bratnią krzywdę. O takowych bowiem Pan rzekł: „Gdyby kto duszę swoją położył za przyjacioły swoje”. Salomon zaś rzekł: „Bracia w biedach pomagają wzajemnie”. Miłość bowiem jest wyższa nad wszystko. Podobnie Jan mówi: „Bóg jest miłością; kto przebywa w miłości, w Bogu przebywa, i Bóg przebywa w nim”. Tak dokonywa się miłość, abyśmy zasługi mieli w Sądny Dzień, abyśmy byli na świecie tym takimi, jakim On jest. Nie ma bojaźni w miłości, gdyż doskonała miłość precz odgania bojaźń, bowiem bojaźń udręczenie sprawia. Bojący się tedy nie jest doskonały w miłości. Jeśli kto rzeknie: „Miłuję Boga, a brata swojego, nienawidzę”, kłamcą jest. Nie miłując bowiem brata swojego, którego widzi, jak może miłować Boga, którego nie widzi? Przykazanie mamy od Niego, aby miłując Boga miłować brata swojego. W miłości bowiem wszystko doskonali się: przez miłość i grzechy gładzone są. Z miłości wszak zstąpił Pan na ziemię i dał się ukrzyżować za nas grzesznych; wziąwszy grzechy nasze, przygwoździł siebie na krzyżu, dając nam krzyż swój na przegnanie nienawiście biesowskiej. Z miłości męczennicy przelewali krew swoją, z miłości też ten kniaź przelał krew swoją za brata swojego, spełniając przykazanie Pańskie (s. 351— 354).
67. Rządy Wsiewołoda Jarosławicza
Wsiewołod tedy siadł w Kijowie na stolcu ojca swojego i brata swojego, przejąwszy włość ruską wszystką. I posadził syna swojego Włodzimierza w Czernihowie, a Jaropełka we Włodzimierzu, przydawszy mu Turów.
Roku 6587 [1079]. Przyszedł Roman z Połowcami pod Woin. Wsiewołod zaś stał u Perejasławia, i zawarł pokój z Połowcami. I ruszył Roman z Połowcami z powrotem, i zabili go Połowcy, miesiąca sierpnia 2 dnia. Są kości jego i dotąd, leżące tam, syna Światosławowego, wnuka Jarosławowego. A Olega schwytali Chazarzy i wywieźli go za morze do Carogrodu. Wsiewołod zaś posadził w Tmutorakaniu na posadnika Ratybora.
Roku 6588 [1080]. Wystąpili Torkowie perejasławscy przeciw Rusi, Wsiewołod zaś posłał na nich syna swojego Włodzimierza. Włodzimierz zaś poszedłszy zwyciężył Torków.
Roku 6589 [1081]. Zbiegł Dawid Igorowicz z Wołodarem Rościsławiczem, miesiąca maja 18 dnia. I przyszli do Tmutorakania, i pojmali Ratybora, i siedli w Tmutorakaniu.
Roku 6590 [1082]. Umarł Osień, kniaź połowiecki.
Roku 6591 [1083]. Przyszedł Oleg z Greków do Tmutorakania, i pojmał Dawida i Wołodara Rościsławiczów, i siadł w Tmutorakaniu. I wysiekł Chazarów, którzy byli doradcami w zabiciu brata jego i przeciw niemu, a Dawida i Wołodara puścił.
Roku 6592 [1084], Przychodził Jaropełk do Wsiewołoda na Wielkanoc. Tegoż czasu zbiegli dwaj Rościsławicze od Jaropełka, i przyszedłszy, przegnali Jaropełka. I posłał Wsiewołod Włodzimierza, syna swojego, i wygnał Rościsławiczów, i posadził Jaropełka we Włodzimierzu. Tegoż roku Dawid pojmał Greków w Oleszy, i zabrał im mienie. Wsiewołod zaś, posławszy, przywiódł go, i dał mu Drohobuż.
Roku 6593 [1085]. Jaropełk tedy chciał iść na Wsiewołoda, posłuchawszy złych doradców. Dowiedziawszy się o tym, Wsiewołod posłał przeciw niemu syna swojego Włodzimierza. Jaropełk zaś, zostawiwszy matkę swoją i drużynę w Łucku, zbiegł do Lachów. Gdy zaś Włodzimierz przyszedł pod Łuck, poddali się Łuczanie. Włodzimierz zaś posadził Dawida we Włodzimierzu, na Jaropełka miejsce, a matkę Jaropełkową i żonę jego i drużynę jego przywiódł do Kijowa, i mienie zabrał mu.
Roku 6594 [1086]. Przyszedł Jaropełk z Lachów, i zawarł pokój z Włodzimierzem, i poszedł Włodzimierz nazad do Czernihowa. Jaropełk zaś siadł we Włodzimierzu, i przesiedziawszy niewiele dni, poszedł do Dźwinogrodu, i nie doszedłszy do grodu, przebity został przez przeklętego Nieradca, nauczonego od diabła i od złych ludzi: leżącego na wozie szablą przebił go z konia, miesiąca listopada 22 dnia. I wtedy podniósł się Jaropełk, wytargnał z siebie szablę, i zawołał wielkim głosem: „Och, dosięgł mię ten wróg!” Uciekł Nieradiec przeklęty do Przemyśla do Ruryka, a Jaropełka wzięli pachołkowie na koń przed się — Radko, Wojkina i inni mnodzy — i wieźli go do Włodzimierza, a stamtąd do Kijowa. I wyszedł naprzeciw niemu prawowierny kniaź Wsiewołod ze swoimi synami, z Włodzimierzem i Rościsławem, i wszyscy bojarowie, i błogosławiony metropolita Jan z mnichami i z prezbiterami. I wszyscy Kijowianie wielki płacz uczynili nad nim, z psalmami i pieśniami odprowadzili go do [monasteru] Świętego Dymitra, a ubrawszy ciało jego, ze czcią położyli je w trumnie marmurowej w cerkwi Świętego Apostola Piotra, którą sam począł był budować przedtem, miesiąca grudnia 5 dnia. Wiele biedy zaznał, niewinnie wygnany przez braci swoich, krzywdzony, ograbiony, potem i śmierć gorzką poniósł, lecz wiecznego życia i pokoju dostąpił. Był bowiem błogosławiony ten kniaź spokojny, łagodny, pokorny i braterski, dziesięcinę dawał [cerkwi] Świętej Bogarodzicy od wszystkiego swojego mienia we wszystkie lata, i modlił się do Boga zawsze, mówiąc: „Panie Boże mój, przyjmij modlitwę moja, i daj mi śmierć taką, jak dwu braciom moim, Borysowi i Glebowi, z cudzej ręki, niech obmyję grzechy wszystkie swoje krwią, i pozbędę się marności tego świata i niepokoju, siedeł nieprzyjacielskich”. Jego zaś prośby nie odrzucił łaskawy Bóg: otrzymał on szczęście to, którego oko nie widziało, ni ucho słyszało, ni serce człowiecze zaznało, które przygotował Bóg miłującym Jego (s. 354—357).
68. O nowych cerkwiach i metropolitach
Roku 6598 [10881. Poświęcona została cerkiew Świętego Michała, monasteru Wsiewołodowego 2, przez metropolitę Jana i biskupów Łukasza, Izajasza i Iwana, a ihumeństwo tego monasteru dzierżył wtedy Łazarz. Tegoż roku przeszedł Swiatopełk z Nowogrodu do Turowa władać. Tegoż roku umarł Nikon, ihumen pieczerski. Tegoż lata wzięli Bułgarzy [wołżańscy] Murom.
Roku 6597 [1089]. Poświęcona została cerkiew pieczerska Świętej Bogarodzicy, monasteru Teodozowego, przez metropolitę Jana i Łukasza, biskupa białogrodzkiego, Izajasza, biskupa czernihowskiego, za prawowiernego kniazia Wsiewołoda, władającego ziemią ruską, i dzieci jego, Włodzimierza i Rościsława. gdy województwo nad Kijowskim tysiącem dzierżył Jan, a ihumeństwo dzierżył Joan. Tegoż roku zmarł metropolita Jan. Był zaś Jan mężem biegłym w księgach i naukach, miłosierny dla ubogich i wdów, łaskawy dla każdego, bogatego i ubogiego, pokorny i łagodny, małomówny, a wymowny, gdy wedle ksiąg świętych pocieszał smutnych, i takiego nie było pierwej w Rusi, ani po nim nie będzie takiego. Tego lata poszła Janka do Greków, córka Wsiewołodowa […] i przywiodła Janka metropolitę Jana, skopca [kastrata], o którym widzący go ludzie wszyscy mówili: „To trup przyszedł”. I rok jeden pobywszy, umarł. Był zaś ten mąż nie uczony, jeno umysłem prosty i prosty mową. Tegoż lata poświęcona była cerkiew Świętego Michała, perejasławska, przez Jefrema, metropolitę tej cerkwi, którą to zbudował wielką, była bowiem pierwej w Perejasławiu metropolia, i przybudował do niej wielką przybudowę, ozdobiwszy ją wszelkimi ozdobami, naczyniami cerkiewnymi. Ten zaś Jefrem był skopcem, wysoki ciałem. On wtedy mnogie budowle wzniósł: dokończył cerkiew Świętego Michała, założył cerkiew nad bramą grodzką imienia Świętego Męczennika Teodora, i potem — Świętego Andrzeja, przy cerkwi w bramie, i murowany budynek łaźni, czego nie było pierwej na Rusi. I wał założył był murowany, od cerkwi Świętego Męczennika Teodora, i ozdobił gród perejasławski budowlami cerkiewnymi i innymi gmachami (s. 357—358).
69. Odkopanie relikwii Teodozego
Roku 6599 [1091] Ihumen [Iwan] i mnisi radę uczyniwszy, rzekli: „Niedobrze jest, że ojciec nasz Teodozy leży poza monasterem i cerkwią swoją, ponieważ on to założył cerkiew i mnichów zgromadził”. Radę uczyniwszy, kazali przyrządzić miejsce, w którym należy położyć relikwie jego. I gdy nadeszło święto Zaśnięcia Bogarodzicy, trzy dni wprzód kazał ihumen kopać, gdzie leżą relikwie jego, ojca naszego Teodozego, a rozkazu tego byłem ja, grzeszny, najpierwszym świadkiem, i to, co opowiem, nie ze słuchu słyszałem, jeno sam temu przewodziłem3. Przyszedłszy do mnie ihumen rzekł mi: „Pójdziemy w pieczarę ku Teodozemu”. Jam tedy przyszedł z ihumenem, a nikt nie wiedział o tym; rozglądnęliśmy się, gdzie kopać, i oznaczyliśmy miejsce, gdzie kopać, obok wejścia. Rzekł zaś do mnie ihumen: „Nie śmiej powiadać nikomu z braci, aby nie dowiedział się nikt, jeno weź kogo chcesz, aby ci pomógł”. Jam zaś przygotował tego dnia rydle do kopania. I we wtorek, w wieczór o zmroku, wziąłem z sobą drugiego brata, nie powiadając nikomu, przyszedłem do pieczary, i odśpiewawszy psalmy, począłem kopać. I utrudziwszy się, dałem kopać drugiemu bratu; kopaliśmy do północy, utrudziliśmy się, i nie mogąc się dokopać, począłem smucić się, że w stronę kopiemy. Ja zaś, wziąwszy rydel, począłem kopać usilnie, a towarzysz mój, odpoczywający przed pieczarą, rzekł mi: „Uderzyli w klepadło”. I ja w tej chwili dokopałem się do relikwii Teodozowych: gdy on powiedział „Uderzyli w klepadło”, jam powiedział: „Dokopałem się już”. Gdy zaś dokopałem się, objął mnie strach, i począłem wołać: „Panie, zmiłuj się!”
W tej zaś chwili siedzieli dwaj bracia w monasterze, w stronę pieczary patrząc; ihumen jeszcze nikomu nie zwierzył się, z kim przyniesie relikwie potajemnie; gdy uderzyli w klepadło, ujrzeli trzy słupy jako tęcze jaśniejące, i, postawszy, przyszły nad wierzchołek cerkwi, w której położony był później Teodozy. Tegoż czasu widział Stefan, który był po nim ihumenem, a podówczas był biskupem, widział w swoim monasterze za polem zorzę wielką nad pieczarą; mniemając, że niosą Teodozego, było mu bowiem oznajmione o tym dzień przedtem, żałował, że bez niego przenoszą i, wsiadłszy na koń, szybko pojechał, wziąwszy ze sobą Klimenta, którego ihumenem ustanowił na swoje miejsce. I jadąc widzieli zorzę wielką. A gdy przybyli blisko, widzieli świec mnóstwo nad pieczarą, i przyszli ku pieczarze, i nie widzieli nic, i weszli w głąb pieczary ku nam, siedzącym u relikwii jego. Gdym tedy odkopał, posłałem do ihumena: „Przyjdź, abyśmy go wyjęli”. Ihumen zaś przyszedł z dwoma braćmi. I rozkopałem szeroko, i wleźliśmy, i ujrzeliśmy leżące relikwie; stawy nie rozpadły się były, a włosy na głowie przylepły. I włożywszy go na mantię [opończa mnisza] i wziąwszy na ramiona, wynieśliśmy go przed pieczarę. Nazajutrz zebrali się biskupi: Jefrem perejasławski, Stefan włodzimierski, Jan czernihowski, Maryń juriewski, ihumeni ze wszystkich monasterów z mnichami przyszli, i ludzie prawowierni, i wzięli relikwie Teodozowe, z kadzidłem i ze świecami, a przyniósłszy położyli je w cerkwi jego, w prawej nawie, miesiąca sierpnia 14 dnia, w dzień czwartek, o godzinie pierwszej dnia […] I świętowali uroczyście tego dnia.
Teraz powiem krótko, jak się spełniła przepowiednia Teodozowa. Gdy jeszcze Teodozy dzierżył ihumeństwo, kierując trzódką mnichów, poruczoną mu przez Boga, troszczył się nie tylko o nich, lecz i o świeckich, o dusze ich, aby były zbawione, najbardziej zaś o duchownych synów swoich, pocieszając i pouczając przychodzących do niego, czasem w domy ich przychodząc i błogosławieństwa im udzielając. Pewnego razu, przyszedłszy w dom Janowy do Jana i żony jego Marii — Teodozy bowiem miłował ich, ponieważ żył wedle przykazań Pańskich i w miłości między sobą przebywali — pewnego razu przyszedłszy do nich, nauczał ich o jałmużnie dla ubogich, o królestwie niebieskim, które otrzymują sprawiedliwi, a grzesznicy — mękę, i o godzinie śmierci. I gdy tak mówił o złożeniu ciał ich do grobu, rzekła mu Janowa: „Kto wie, gdzie to mnie pochowają?” Rzekł zaś do niej Teodozy: „Zaprawdę, gdzie legnę ja, tam i ty pochowana będziesz”. To też spełniło się; ihumen zmarł wcześniej, a w osiemnaście lat i to spełniło się: tego bowiem roku zmarła Janowa, imieniem Maria, miesiąca sierpnia 16 dnia, i przyszli mnisi, śpiewając odpowiednie pieśni, i przyniósłszy położyli ją w cerkwi Świętej Bogarodzicy, naprzeciw grobu Teodozowego, po lewej stronie. Teodozy tedy pochowany był 14-go, a ta 16-go.
Tak się spełniła przepowiednia błogosławionego ojca naszego Teodozego, dobrego pasterza, który pasł duchowne owce nieobłudnie, z łagodnością i roztropnością, strzegąc ich i czuwając nad nimi, modląc się za poruczone mu stado i za ludzi. chrześcijańskich, za ziemię ruską. Owóż i po odejściu Twoim z tego świata modlisz się za ludzi wiernych i za swoich uczniów, którzy, spoglądając na trumnę Twoją, przypominają nauki Twoje i wstrzemięźliwość Twoją, i wysławiają Boga. Ja zaś, grzeszny Twój sługa i uczeń, nie wiem, jak wychwalić dobre Twoje życie i wstrzemięźliwość. Lecz powiem niedużo: „Raduj się, Ojcze nasz i Nauczycielu! Światową wrzawę porzuciwszy, milczenie umiłowawszy, służyłeś Bogu w cichości, w życiu mniszym, wszelkie sobie dary Boże wyjednałeś, poszczeniem wywyższyłeś się, cielesne namiętności i rozkosze znienawidziwszy, powabów i pożądliwości świata tego wyrzekłszy się, krocząc śladami wysokomyślnych ojców, współzawodnicząc z nimi, w milczeniu wznosząc się i pokorą upiększając się, w słowach ksiąg weseląc się. Raduj się, ukrzepiwszy się nadzieją na wieczne szczęście, którego dostąpiłeś, powściągnąwszy chuć cielesną, źródło nieprawości i niepokojów, Tyś, Przewielebny, biesowskich zasadzek uniknął i sideł, i ze sprawiedliwymi, Ojcze, spocząłeś, otrzymując wedle trudów swoich nagrodę. Byłeś naśladowcą ojców, postępowałeś wedle nauki ich i obyczaju ich, wstrzemięźliwości ich, i zasad ich przestrzegałeś”.
Najbardziej naśladowano wielkiego Teodozego obyczajem i życiem, upodobniając się do życia jego i we wstrzemięźliwości współzawodnicząc, naśladując obyczaj jego i przechodząc od czynu do czynu coraz doskonalszego, i odpowiednie modlitwy do Boga zasyłając, miast woni błogiej zanosząc kadzidło modlitewne, tymian wonny. Zwyciężywszy światową chuć i światodzierżcę, kniazia świata tego, wroga-diabła, deptawszy go i jego sidła, zwycięzcą się okazał, odparłszy jego strzały i harde pomysły, umocniwszy się orężem krzyża i wiarą niezwyciężoną, pomocą Bożą. Módl się za mnie, Ojcze zacny, abym wybawień był od sieci nieprzyjacielskich i od przeciwnika-wroga ustrzeż mię Twoimi modlitwami (s. 358—361).
70. O różnych niedobrych znamionach
Tegoż roku [1091] było znamię w słońcu, słońce jakby zginąć miało, i mało się jego zostało, jak księżyc było, o drugiej godzinie dnia, miesiąca maja 21 dnia4. Tegoż roku, gdy Wsiewołod łowy urządzał na zwierza za Wyszogrodem, i gdy rozstawiono sieci i naganiacze krzyknęli, spadł przeogromny smok [meteoryt] z niebios, i przerazili się wszyscy ludzie. Tegoż czasu ziemia stęknęła, co wielu słyszało. Tegoż roku zjawił się w Rostowie czarodziej, który wkrótce zginął.
Roku 6600 [1092]. Przedziwne było cudo w Połocku, zdawało sią, że słychać w nocy tętent, stękanie na ulicy, uganiały biesy jak ludzie. Jeśli kto wychodził z domu, chcąc widzieć, natychmiast urażony zostawał niewidzialnie od biesów raną, i z tego umierali, i nie śmieli wychodzić z domów. Potem zaś poczęli w dzień pojawiać się na koniach, i nie było ich widać samych, jeno widziano kopyta ich koni; i tak razili ludzi w Połocku i jego okolicy. Przeto ludzie mówili, że upiory zabijają Połoczan 5. To zaś zjawisko poczęło się od Drucka. W tychże czasach było znamię na niebiosach: niby koło było pośród nieba bardzo wielkie. Tegoż roku posucha była, aż gorzała ziemia, i mnogie bory zapalały się same, i błota. I mnóstwo znamion było w kraju; i woj na wielka była od Połowców i zewsząd: wzięli trzy grody — Piasoczyn, Przewłokę, Pryłuk, i mnogie sioła spustoszyli po obu stronach [Dniepru]. Tegoż roku Połowcy z Wasylkiem Rościsławiczem wojowali z Lachami. Tegoż roku umarł Ruryk, syn Rościsławowy. W tychże czasach mnodzy ludzie umierali na rozliczne choroby, tak, że mówili sprzedający trumny: „Oto sprzedaliśmy trumien od dnia Filipowego [początek adwentu] do mięsopustu siedem tysięcy”. To zaś było za grzechy nasze, bowiem rozmnożyły się grzechy nasze i nieprawości. To zaś dopuścił na nas Bóg, nakazując nam, byśmy się pokajali i powściągnęli od grzechu, i od zawiści, i od innych złych spraw diabelskich (s. 361—362).
71. Śmierć Wsiewołoda Jarosławicza
Roku 6601 [1093] Zmarł wielki kniaź Wsiewołod, syn Jarosławowy, wnuk Włodzimierzowy, miesiąca kwietnia 13 dnia, a pogrzebany został 14 dnia; było to w Wielkim Tygodniu, we czwartek położony zaś został w grobie w wielkiej cerkwi Świętej Sofii. Ten prawowierny kniaź Wsiewołod był od dzieciństwa bogobojny, miłował prawdę, wspierał ubogich, oddawał cześć biskupom i prezbiterom, nade wszystko zaś lubił mnichów i dawał ofiary dla nich. Był zaś i sam powściągliwy od pijaństwa i od chuci, przeto miłowany był przez ojca swojego tak, iż mawiał ojciec mu: „Synu mój, dzięki ci, że słyszę o twojej skromności, i raduję się, że cieszysz starość moją. Jeśli ci dozwoli Bóg objąć władzę stolca mojego po braciach swoich prawnie, a nie przemocą, to gdy Bóg zabierze cię ze świata tego, legniesz, gdzie ja legnę, u grobu mojego, ponieważ miłuję cię nad braci twoich”. I oto spełniło się słowo ojca jego, jako powiedział był, gdyż otrzymał po wszystkich braciach stolec ojca swojego, po śmierci brata swojego. Gdy zaś w Kijowie władał, miał zgryzot dużo więcej, niżeli gdy siedział w Perejasławiu. Władając w Kijowie, miał zgryzot od synowców swoich, gdyż poczęli napierać na niego, chcąc włości ten tej, ów zaś drugiej; on zaś, uspokajając ich, rozdawał im włości. W tych zgryzotach pojawiły się i choroby, a do tego nadeszła starość. I począł lubić umysły młodych, narady tocząc z nimi; ci zaś poczęli poduszczać go, podburzać na drużynę jego starszą, i ludzie nie mogli dojść sprawiedliwości od kniazia, poczęli ci młodzi grabić, ludzi sprzedawać, on zaś nie wiedział o tym w chorobach swoich. Gdy rozchorował się bardzo, posłał po syna swojego Włodzimierza do Czernihowa. Włodzimierz przyszedłszy, widząc go bardzo chorym, zapłakał. Przy siedzących przy nim Włodzimierzu i Rościsławie, synie jego młodszym, gdy nadeszła godzina, zmarł cicho i spokojnie, i połączył się z ojcami [przodkami] swoimi, a władał lat piętnaście w Kijowie, a w Perejasławiu rok i w Czernihowie rok. Włodzimierz zaś, opłakawszy go z Rościsławem, bratem swoim, odział ciało jego. I zebrali się biskupi i ihumeni, i mnisi, i popi, i bojarzy, i prości ludzie, i wziąwszy ciało jego, z należnymi pieśniami położyli je w Świętej Sofii, jak już rzekliśmy pierwej.
Włodzimierz począł rozmyślać, mówiąc: „Jeśli siądę na stolcu ojca swojego, to będę miał wojnę za Światopełkiem, bowiem stolec ten pierwej był ojca jego” [Iziasława]. I namyśliwszy się, posłał po Swiatopełka do Turowa, a sam poszedł do Czernihowa, a Rościsław do Perejasławia (s. 362—363).
Legenda
-
Włodzimierz Wsiewołodowicz (Monomach) i Oleg Swiatosławicz pomagali Bolesławowi Śmiałemu w walce z Niemcami i Czechami.
-
Tzn. klasztoru wydubickiego Sw. Michała, któremu patronował Wsiewołod Jarosławicz. Wspomniany niżej metropolita Jan był Grekiem; imię jego podawane jest w kronice w formie „Jan" i, obocznie, „Iwan". Jak zobaczymy w tymże opowiadaniu, występuje też czasem w latopisie imię to w postaci „Joan" („Ioann").
-
Cały ten opis pochodzi najprawdopodobniej od Nestora, autora I redakcji Powieści minionych lat, występującego tu w pierwszej osobie.
-
Zaćmienie to miało miejsce 21 V 1091 rano, czyli zgodnie z rachubą staroruską o 2 godzinie dnia (a o 7 wedle rachuby dzisiejszej).
-
Przypuszcza się, że wystąpiła wtedy w Połocku jakaś gwałtownie szerząca się epidemia.